Zakażą nam nie tylko mięsa, ale nawet i jedzenia robali. Taki wniosek z tekstu „Wyborczej”
To, że pseudoekolodzy, lewica i pseudoliberałowie, dążą do zakazania nam jedzenia mięsa, już nikogo nie dziwi. By nas uspokoić, wmawia się nam, że będziemy mogli jeść owady. Nie jest to jednak prawda. Jedzenie „robali” jako niehumanitarne pewnie też zostanie zakazane.
Tak przynajmniej wynika z wywiadu „Kotlet każdego dnia”, jaki na łamach „Gazety Wyborczej” ukazał się 5 maja. Wywiad z profesor Pauliną Kramarz z Instytutu Nauk o Środowisku Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie przeprowadził Tomasz Ulanowski.
Zdaniem pani profesor „w całej dyskusji o tym, jak hodowle owadów uratują świat przed katastrofą ekologiczną i głodem, zapomina się o dobrostanie owadów” choć są „to zwierzęta o bardzo zaawansowanym układzie nerwowym, fantastycznych wręcz zmysłach, skomplikowanej inteligencji i psychice […]. Każdy osobnik ma swoją osobowość, a owady społeczne żyją w misternej sieci powiązań, zupełnie jak ludzie. Można też podejrzewać, że skoro potrafią uczyć się od siebie nawzajem” to „dysponują empatią”.
Wniosek ze słów pani profesor jest jasny. Owady to tacy ludzie i zżeranie owadów to niedopuszczalny kanibalizm. Dodatkowo nagłaśnianym przez „Wyborczą”, zdaniem pani profesor nie można owadom zafundować „koszmaru chowu przemysłowego” takiego samego „zafundowaliśmy kurom, świniom i krowom”.
„Robali” nie będzie można zżerać nie tylko z powodów humanitarnych, ale i ekologicznych. Odmiennie od krajów tropikalnych gdzie można owady hodować bezkosztowo, w Europie „pory roku ciągle są zróżnicowane, a lato jest krótkie. Co oznacza, że przez większą część roku musielibyśmy zapewnić hodowanym przez nas owadom światło i ciepło […]. A to oznacza znaczne nakłady energetyczne”, gdy pseudoekologia wymusza na nas rezygnację z używania energii.
Promowanym przez „Wyborczą” zdaniem pani profesor żremy za dużo mięsa, co ma być szkodliwe dla naszego zdrowia. „Przeciętna osoba w Polsce zjada blisko 80 kg mięsa rocznie i niestety jego konsumpcja dalej rośnie”. W opinii pani profesor „naszym problemem nie jest więc niedostatek białka zwierzęcego, ale jego ogromny nadmiar. W zdrowej diecie nie powinno się znajdować więcej niż 20 kg mięsa rocznie. My jemy go czterokrotnie za dużo. Taka ilość jest po prostu niezdrowa, obojętnie czy jest to mięso z hodowli ekologicznych, czy z ferm przemysłowych”.
Z promowanych przez „Wyborczą” opinii pani profesor jednoznacznie wynika, że dla naszego własnego dobra powinno się nam zakazać jedzenia mięsa. Można wręcz odnieść wrażenie, że z wywiadu zamieszczonego w „Wyborczej” PRL dbał o nasze zdrowie, uniemożliwiając nam konsumpcje mięsa. „Norma polska dieta” ma wyglądać tak, że mięso je się raz w tygodniu i nie zjada się go więcej niż 20 kg rocznie.