Ogromny marsz w stolicy Argentyny. Pierwszy taki od zaprzysiężenia Prezydenta Javiera Milei. Uczestnicy nie chcą prywatyzacji szkolnictwa
W stolicy Argentyny w Buenos Aires odbył się we wtorek wielki protest przeciwko cięciom w budżecie i libertariańskiej polityce Prezydenta Javiera Milei. Uczestnicy wydarzenia stanęli w obronie istnienia edukacji publicznej.
- W stolicy Argentyny w Buenos Aires odbył się we wtorek wielki protest przeciwko cięciom w budżecie.
- Argentyńczycy skrytykowali również plany Prezydenta Javiera Milei w kwestii edukacji.
- Władze oceniły liczbę demonstrantów na 150 tysięcy osób.
- Zobacz także: Polska prezydencja w Radzie Unii Europejskiej. Rząd podjął ważne decyzje. Sprecyzują zadania przydzielane członkom Rady Ministrów
W stolicy Argentyny w Buenos Aires odbył się we wtorek wielki protest przeciwko cięciom w budżecie i libertariańskiej polityce Prezydenta Javiera Milei. Uczestnicy wydarzenia stanęli w obronie istnienia edukacji publicznej. Władze oceniły liczbę demonstrantów na 150 tys., ale według przedstawicieli Uniwersytetu Buenos Aires na Placu Majowym zgromadziło się pół miliona osób.
Natomiast w prasie pojawiły się też bardzo optymistyczne szacunki mówiące o 800 tys. uczestników. Marsz protestu przeszedł spod siedziby Kongresu na Plac Majowy, w pobliże Różowego Domu, czyli siedziby argentyńskiego przywódcy.
Podkreślono, że fundusze na publiczne uczelnie wyższe nie były zwaloryzowane od 2023 r., co oznacza, że w ujęciu realnym znacznie spadły, biorąc pod uwagę ponad 200 proc. inflację. Uniwersytet Buenos Aires uznawany za jedną ze 100 najlepszych uczelni wyższych na świecie, ogłosił w kwietniu kryzys budżetowy, a prorektor Emiliano Yacobitti ostrzegał, że uniwersytetowi wystarczy pieniędzy tylko na dwa miesiące dalszej działalności.
Rząd ocenił marsz jako demonstrację polityczną, wskazując na udział przedstawicieli opozycji. Oświadczył również, że sprawę uczelnianych budżetów uważa za zamkniętą po podniesieniu funduszy w kwietniu i maju. Przedstawiciele uczelni uznali te podwyżki za niewystarczające.
Argentyńska kontrrewolucja
Podczas swej kampanii prezydenckiej Javier Milei zapowiedział, że jeśli dojdzie do władzy postara się unieważnić ustawę, która znosi kary za przerwanie ciąży i daje kobietom prawo do bezpłatnego zabiegu aborcji przed upływem czternastego tygodnia ciąży.
Obowiązujące obecnie prawo zatwierdzone przez Kongres w grudniu 2020 roku za prezydentury peronisty Alberto Fernandeza pozwala na zabieg przerwania ciąży również poza tym terminem, jeśli jest ona rezultatem gwałtu bądź zagraża życiu lub zdrowiu kobiety.
Projekt prezydenckiej ustawy całkowicie unieważnia zapisy poprzedniej, a także znacznie zwiększa kary za zabicie nienarodzonego dziecka. W przypadku ”przeprowadzającego zabieg bez zgody kobiety”, kara może wynosić nawet od trzech do dziesięciu lat pozbawienia wolności, a w przypadku śmierci kobiety – piętnaście lat więzienia. Tylko wtedy, gdy kontynuacja ciąży „groziłaby nieodwołalnie śmiercią kobiety”, medykom nie zagrażałaby kara więzienia.
Surowe kary więzienia, łącznie z długoletnim pozbawieniem prawa wykonywania zawodu, przewidziane są dla lekarzy i położnych. Tylko wtedy, gdy kontynuacja ciąży „groziłaby nieodwołalnie śmiercią kobiety”, medykom nie zagrażałaby kara więzienia za udział jej przerwaniu.
Argentyńskie feministki o aborcję na życzenie walczyły od 30 lat. Było 18 prób złamania kompromisu Juana Peróna.
Udało im się to w 2020 r. A tamta ekipa straciła władzę i teraz procedowany jest zakaz aborcji i 3 lata więzienia dla kobiet.#Aborcjahttps://t.co/AMLvvBsw1Y — Artur Stelmasiak #BabyLivesMatter (@ArturStelmasiak) April 16, 2024
Źródło: radiomaryja.pl