Wspieraj wolne media

Ich miejsca pracy poszły z dymem. Handlowcy z Marywilskiej: Zostaliśmy sami z naszym problemem

1
0
3
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne / Fot. PAP/Leszek Szymański

W niedzielę spłonęło centrum handlowe na Marywilskiej 44 w Warszawie. Dramat, który się tam rozegrał dotknął tysiące osób. Handlowcy, którzy stracili dorobek życia mówią, że zostali sami.

  • Ogromne centrum handlowe przy ul. Marywilskiej 44 w Warszawie stanęło w niedzielę rano w płomieniach. Spłonął cały obiekt, a wraz z nim ponad 1400 znajdujących się w jego wnętrzu lokali usługowych, sklepów i restauracji.
  • Kupcy: Niektórzy zostawili w kasach nawet utargi. Jedyne, co nam zostało, to sterta faktur, które wymagają opłacenia. Ale jak mamy płacić i z czego? Nie wiemy, jak przeżyć następny dzień.
  • Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski zadeklarował, że miasto ma ograniczone możliwości, wspomniał o punkcie przy ul. Marszałkowskiej 77 i 79 oraz stanowisku dla wszystkich, “którzy chcieliby uzyskać konkretne informacje i zarejestrować się jako bezrobotni”.
  • Zobacz także: Stanowski o bombie ekologicznej w Bydgoszczy: Wstrząsające. W USA o takiej sprawie nagrano słynny film

Ogromne centrum handlowe przy ul. Marywilskiej 44 w Warszawie stanęło w niedzielę rano w płomieniach. Spłonął cały obiekt, a wraz z nim ponad 1400 znajdujących się w jego wnętrzu lokali usługowych, sklepów i restauracji. Swoje stoiska mieli tam przedsiębiorcy, którzy wcześniej prowadzili handel u podnóża Pałacu Kultury i Nauki. 

Centrum handlowe istniało przez 14 lat i wyrobiło sobie markę, ciesząc się stałą klientelą. Przyciągało handlowców z różnych narodowości, w tym Polaków, Ukraińców oraz osoby pochodzące z Azji. Teraz wszyscy odczuwają ten sam ból i zwątpienie, patrząc na zgliszcza. Nic nie zostało z miejsca, które dawało im pracę i źródło utrzymania dla ich rodzin - czytamy w “Fakcie”.

“Nie wiemy, jak przeżyć następny dzień”

Niektórzy zostawili w kasach nawet utargi. Jedyne, co nam zostało, to sterta faktur, które wymagają opłacenia. Ale jak mamy płacić i z czego? Nie wiemy, jak przeżyć następny dzień - mówią kupcy.

Wojewoda mazowiecki Mariusz Frankowski powiedział po konferencji sztabu kryzysowego, że “szukamy możliwości ewentualnego wsparcia środkami specjalnymi kupców, którzy są poszkodowani w wyniku pożaru na Marywilskiej”. Dodał, że nie wchodzą w grę zapomogi klęskowe, ponieważ pożar nie dotyczył osób prywatnych.

Trzaskowski: Warszawa ma ograniczone możliwości

Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski zadeklarował, że miasto ma ograniczone możliwości, wspomniał o punkcie przy ul. Marszałkowskiej 77 i 79 oraz stanowisku dla wszystkich, “którzy chcieliby uzyskać konkretne informacje i zarejestrować się jako bezrobotni”.

Oferujemy pomoc w poszukiwaniu nowej pracy - dodał.

Zaznaczył też, że miasto podjęło decyzję o poszukiwaniu dodatkowych miejsc na targowiskach miejskich.

Obecnie mamy ponad sto takich miejsc. Wiemy, że to niewiele, ale pracujemy nad tym, rozmawiamy z różnymi podmiotami, aby znaleźć rozwiązania - zadeklarował prezydent.

Czytaj także: Kto stoi za serią niepokojących pożarów w Polsce? Siemoniak: "Niczego nie możemy wykluczać"

Handlowcy nie kryją rozczarowania

Kupcy mówią, że to “kpina”. Skarżą się, że zostali sami z problemem, obawiają się, że za jakiś czas sprawa zupełnie ucichnie i nikt nawet nie będzie o nich pytał.

A przecież pracujemy ciężko, uczciwie płacimy podatki. To przykre, że nie możemy oczekiwać niczego od państwa - dodają.

Wielu z nich liczy na zapomogi, które pozwoliłyby zaspokoić podstawowe potrzeby, jak choćby opłacenie rachunków czy zakup żywności. Inny problem to zwrot kaucji za stanowiska. Teraz już ich nie mają, a ich pieniądze są zamrożone. Teraz tak bardzo by się przydały - podał “Fakt”.

Gorąco w Polsce

W ostatnich dniach w kilku miejscach w Polsce doszło do poważnych pożarów. W niedzielę spłonęło centrum handlowe na Marywilskiej 44 w Warszawie, natomiast na stołecznej Woli ogień zajął mieszkanie na 15. piętrze wieżowca przy ulicy Grzybowskiej - zginęły dwie osoby. W niedzielę doszło też do pożaru w Kampinoskim Parku Narodowym, spłonęło ok. 2500 m kw. lasu.

W piątek w Siemianowicach Śląskich paliło się składowisko odpadów niebezpiecznych, w tym chemikaliów. Na miejscu pracowało prawie 60 zastępów straży pożarnej i ponad 150 strażaków. W wyniku działań ranne zostały dwie osoby. 

Źródło: fakt.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
1
0
Zapisz na później
Wczytywanie komentarzy...

Polecane

Przejdź na stronę główną
Na żywo