Czy możliwa jest uczciwa debata na temat aborcji?
Od razu i bez wahania odpowiadam na tytułowe pytanie: NIE.
- Zobacz także: Ukraina organizuje szczyt pokojowy. Kijów liczy na wsparcie Pekinu. Agresor nie został zaproszony do stołu
Aby uczciwie i rzetelnie rozmawiać o aborcji, jej powodach i skutkach (medycznych, społecznych, prawnych itd.), aby w dyskusji publicystycznej lub politycznej w Parlamencie wypracować stanowisko najlepsze z najlepszych, co jest niezbędne, bo ono dotyczy ludzkiego życia, trzeba odłożyć na bok polityczne i ideologiczne spojrzenie i ograniczyć się do kwestii dobra nadrzędnego - osoby ludzkiej. Niestety nie jest to możliwe, bo strony sporu nie są skłonne przyjąć wspólnych, niezmiennych i uczciwych zasad dyskusji, a bez tego nie będzie konkluzji, na które adwersarze mogliby się zgodzić.
Gdybym miał wyznaczyć pole dyskusji zmierzającej do uczciwych wniosków, na wstępie poprosiłbym o przytoczenie kluczowych pojęć i definicji sprzed okresu dysputy na temat aborcji, aby wyeliminować te nacechowane politycznym i ideologicznym piętnem. Do tego mogłyby służyć klasyczne źródła: słowniki, encyklopedie, podręczniki (z dziedziny medycyny i prawa), artykuły naukowe i inne materiały dotyczące omawianego zagadnienia.
Jest to bardzo ważne, wręcz kluczowe, bo obecna dyskusja albo pomija opis rzeczywistości, albo go ordynarnie wypacza. Intelektualnym i leksykalnym oszustwem jest mówienie o drugiej istocie ludzkiej „ciało kobiety”, o przerwaniu życia dziecka w okresie prenatalnym „zabieg medyczny” i dywagowanie, kiedy rozpoczyna się ludzkie życie według własnego widzimisię, a nie w zgodzie z nauką biologii.
Jeśli ktoś ma zamiar polemizować z powyższymi przykładami, zachęcam, by sięgnął do podręczników biologii. Najlepiej sprzed kilku, kilkunastu lat, bo nie można wykluczyć, że w ślad za kłamstwami w przestrzeni publicznej idzie pospieszny druk podręczników uwzględniających nowomowę i zmodyfikowane definicje pojęć tak, jak ma to miejsce w przypadku pojęcia „syndrom poaborcyjny”, który w magiczny sposób przestał dotykać kobiet, które poddały się temu zabiegowi, np. „legalna aborcja nie stwarza niebezpieczeństwa wystąpienia poważnych problemów psychologicznych” (Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne), a w wielu artykułach i publikacjach „naukowych” nazywany jest zjawiskiem „rzekomym” lub wręcz „mitem”.
Kolejnym polem do dyskusji, która ma niewielki sens, jeśli nie stoi się na gruncie faktów, jest stan prawny. Tego wątku rozwijać nie będę, a jedynie wspomnę, że w ostatnich dniach i godzinach przedstawiciele rządu oraz tłum polityków twierdzi, że zgodnie z polskim prawem można dokonać aborcji bez opinii lekarzy i przez inne osoby, niż ginekolog położnik na terenie placówki medycznej, a osoby publicznie promujące nielegalne procedury aborcyjne i preparaty medyczne nie dopuszczone do obrotu na terenie Polski, nie są niepokojone przez wymiar sprawiedliwości.
Bałamutnym prezentowaniem stanu prawnego jest twierdzenie, że kobiety nie chcą zachodzić w ciążę z obawy, że nie będzie ona przerwana w razie zagrożenia życia lub zdrowia kobiety, co jest rzekomo wynikiem orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Mówiącym te dyrdymały nie przeszkadza fakt, że Trybunał tej przesłanki nie wyeliminował. Ponadto propagowana jest teza, że lekarze nie dokonują aborcji ratującej życie matki z powodu „efektu mrożącego”, czyli z obawy przed surowym wymiarem sprawiedliwości. Ignorowany jest jednak kluczowy fakt, że są lekarze mający postępowanie prokuratorskie nie z powodu dokonania aborcji ratującej życie kobiety, lecz z powodu nie wykonania aborcji, w wyniku czego matka dziecka zmarła.
Ostatnia, ale chyba najważniejsza kwestia, która uniemożliwia uczciwą debatę na temat prawa dotyczącego aborcji, to kamuflowanie prawdziwych intencji przez część spierających się stron. Zwolennicy całkowitego zakazu aborcji lub utrzymania obecnych przepisów - aborcja zakazana z wyjątkiem dwóch (trzech) zawartych z ustawie wyjątków – nie kryją, że są za takim zakazem, ale druga strona mówi jedno, a naprawdę chce czegoś innego. W debatach słyszymy o zmianie prawa z powodu wad letalnych płodu, który umrze w okresie prenatalnym lub nie będzie mógł prawidłowo się rozwijać po urodzeniu, o aborcji w przypadku zagrożenia życia i zdrowia kobiety (o czym wspominałem wyżej), a jak przychodzi do redagowania projektów, to czytamy o aborcji na życzenie do 12 tygodnia ciąży, czyli nie z troski o matkę i obawy rodzenia się „płodów bez mózgu”, ale jako formę „antykoncepcji” dla nieodpowiedzialnych kobiet, które nie potrafią lub nie chcą szanować siebie i swojego ciała oraz swoich partnerów, których traktują jak chwilową zabawkę, a nie osoby współodpowiedzialne za wspólne decyzje i czyny.
Zwolennicy przerywania ciąży twierdzą że nie powinni się na ten temat wypowiadać mężczyźni „bo nie rodzą dzieci”, a sami do dyskusji wysyłają nie tylko kobiety (również te w wieku wykluczającym zajście w ciążę), ale też mężczyzn – zwolenników aborcji.
Warto na koniec zauważyć, że w Parlamencie zasiadają przedstawiciele obu płci i przedstawiciele obu płci wybierają swoich przedstawicieli do Parlamentu, których rolą jest stanowienie prawa zgodnie z poglądami każdego z nich. Problemem jest nie płeć czy wiek osób, które się wypowiadają, ale poziom dyskusji, który pozostawia wiele do życzenia, czego przykładem twierdzenie, że… „biologiczny mężczyzna może urodzić dziecko”.
Czy w takiej sytuacji możliwa jest uczciwa dyskusja?